O mnie

Cześć 🙂

Będzie trochę oficjalnie…

Mam na imię Karolina. Jestem filologiem i zajmuję się tłumaczeniami. Natomiast w wolnych chwilach jestem „producentem” wypieków na potrzeby domowe.

Jeśli trafiłeś/aś na mojego bloga, to zakładam, że słowo „słodki” wywołuje u Ciebie uśmiech na twarzy. To zupełnie tak, jak w moim przypadku. Wiem, że w sieci można znaleźć wiele blogów z przepisami na słodkości, które kuszą i prowokują do spędzenia kolejnego popołudnia w kuchni, ale ja chciałabym się podzielić z Tobą moim sentymentem, oczywiście słodkim.

Słodki sentyment – pisali już o nim poeci… Na przykład Julian Ursyn Niemcewicz, ale on miał na myśli czułość 🙂 Za to mój słodki sentyment całym sobą nawiązuje do rozkoszy podniebienia.

Przeszukując strony w poszukiwaniu kolejnego przepisu na ciasto, którym nie nakarmiłam jeszcze rodziny, znajomych i kogo popadnie, pomyślałam sobie, że może lepiej jednak wrócić do przepisów, które pamiętam z kuchni mamy? Takich, które mają już ponad 30 lat /to chyba z wiekiem przychodzi to sentymentalne nastawienie? 🙂 / i które drzemią w szufladzie i czekają na ponowne odkrycie. Piszę „ponowne”, ponieważ mama miała spisane swoje przepisy w „magicznym” zeszycie w kratkę oraz na tysiącu karteczek od przyjaciółek i starych receptach medycznych /mama jest pielęgniarką, więc zawód zobowiązuje 🙂 /.

Poszperałam i znalazłam. Oto on!

Umorusany, nadgryziony zębem czasu, z dziwnymi notatkami na marginesach… Ale przepisy przetrwały. Zatem do dzieła. Postanowiłam, że wypróbuję wszystkie przepisy, które będą składały się w całość /niektóre są luźnymi notatkami mamy, która jadła ciasto u koleżanki, zasmakowało jej i zanotowała najważniejsze składniki – takie wyjaśnienie otrzymałam u źródła, które też poinformowało mnie, że po tylu latach przecież nie może pamiętać, co to było 🙂 /.

Stare przepisy wykorzystuję też jako inspirację i bazę do stworzenia nowych ciast, ponieważ głowa mi pęka od pomysłów i muszę je uwolnić, żeby nie zwariować 🙂

Ponieważ dostęp do produktów jest obecnie nieograniczony /śmietana i masło są w sklepie przez cały dzień, a nie tylko z samego rana/, staram się trochę „uszlachetnić” ciasta i eliminuję składniki mało do mnie przemawiające, jak np. margarynę.

Efektami moich eksperymentów dzielę się z Tobą na moim blogu. Może i Ciebie najdzie sentyment i wrócisz do przepisów, które były na topie w czasach, kiedy krówki robiło się na patelni, a kogel-mogel był hitem niedzielnego popołudnia 🙂

Zapraszam!