Rowerem do San Marino
Wycieczka rowerem do San Marino rozpoczęła się od zaklinania rzeczywistości – DAM RADĘ, DAM RADĘ, bo jak na moje nóżki to trochę podjazdów się zapowiadało…. Tym bardziej, że na samym początku trasy usłyszałam od przygodnego Włocha-rowerzysty – „a ona da radę?” 😉 Prawda, że zachęcająco?
Więc się zaparłam, uparłam i zacięłam w sobie i już. Ja nie dojadę? Choćbym się miała doczołgać na tym rowerze…
Nie taki diabeł straszny…
Wystartowaliśmy rano z Rimini, bo dobrze jest mieć trochę czasu w zapasie, a to na kawkę, a to na tiramisu.
Musiałam się wdrapać tutaj:
Podjazd miał trochę kilometrów i przyjęłam zatem nastawienie – kiedyś tam dojadę, powoli, ale sukcesywnie posuwaj się do przodu, kiedyś przyjdzie nagroda 😉 I przyszła…
I wiecie co? Wcale nie było tak strasznie! No może poza kilkoma fragmentami… Naprawdę głowa to połowa sukcesu! Widoki po drodze coraz piękniejsze, aż człowiek zapomina, że się właśnie męczy 😉
A na miejscu? A na miejscu zobaczcie sami…
I jak tu nie „cieszyć michy”, kiedy dookoła tak ładnie.
No i muszę Wam jeszcze powiedzieć, że w San Marino odkryłam idealne miejsce na kawiarnię „Słodki Sentyment” („Dolce coś tam” 😉 ) Jak myślicie?